Obudziła ją pani Supetto, szturchając lekko w ramie. Lucy, otworzyła leniwie oczy, i podniosła z
leżącej pozycji, przy której zajmowała dwa inne siedzenia., ale nie musiała się przejmować. W końcu
miała cały przedział dla siebie. Pani Supetto zostawiła ją samą, a ona wyjrzała za okno, i zobaczyła
gwar ludzi, szepczących miedzy sobą i wytykających na nią palcem. Czerwona jak burak, schowała
się przed ich chciwym wzrokiem. Podróż nie była przyjemna. W sumie to na odwrót. W tej
okropnej długiej i grubej sukience, nie dało się siedzieć, a na dodatek było gorąco i nie wygodnie.
Jest przecież lato! Kto o zdrowych zmysłach by nosił takie coś, w środku cholernego upału?!
Westchnąwszy, wstała otrzepując z siebie brud, który na niej osiadł podczas tej 10 godzinnej podróży
i wyszła ze swojego przedziału rozglądając się w obie strony. Wagon był pusty. Z lekkim uśmiechem,
wyszła z wagonu, i wciągnęła do płuc świeże powietrze. Ludzie nadal się na nią patrzyli ale ona się
tym nie przejmowała. Podeszła do niej dwójka mężczyzn odzianych w ubiór armii Fiore. Ukłonili się
jej, a ona uniosła brew do góry.
- Panienko Lucy, na moc twojego ojca, mamy cie eskortować do pałacu Koncernu Heartfilia! - Wykrzyknęli na raz, zwracając na nich jeszcze większą uwagę. Lucy mruknęła jakieś przekleństwo
pod nosem, na co oczy mężczyzn z armii się rozszerzyły.
pod nosem, na co oczy mężczyzn z armii się rozszerzyły.
- Nie potrzebuje eskorty. - Warknęła.
- Panienki ojciec, nalegał że będziesz miała nas jako swoją eskortę powinniśmy już być w drodze.-Powiedział jeden, i złapał ją za ramie ciągnąc w stronę karawanu, stojącego przed stacją. Lucy
syknęła czując jak jego metalowe rękawice, wbijają jej się w kości.
syknęła czując jak jego metalowe rękawice, wbijają jej się w kości.
-Puść mnie. - Wycedziła przez zęby.Co raz więcej ludzi zatrzymało się żeby popatrzyć na scenę
pomiędzy córką bogatego mężczyzny a armią.
pomiędzy córką bogatego mężczyzny a armią.
- Panienka wybaczy, ale nie mogę. - Rzekł mężczyzna, a jej żyłka zaczęła niebezpiecznie pulsować
na czole. Lucy szybko i sprawnie podwinęła lewą stronę sukienki, gdzie do uda miała doczepiony
na czole. Lucy szybko i sprawnie podwinęła lewą stronę sukienki, gdzie do uda miała doczepiony
pasek z kluczami i chwyciła złoty klucz. Mężczyzna widząc jej przedmiot w dłoni, rozszerzył oczy.
- Otwórz się bramo szlachetnej głębiny, Pisces!
Zloty błysk oślepił wszystkich i sprawił że uścisk na ramieniu Lucy zniknął. Młoda Heartfilia
westchnęła widząc przed sobą długie i lśniące błękitne włosy sięgające pasa. Gwiezdny duch nie
musiał się odwracać w jej stronę, żeby wiedziała o tych szkarłatnych oczach, przybijających do
ziemi swoim spojrzeniem. W jej prawej dłoni spoczywała długa katana.
westchnęła widząc przed sobą długie i lśniące błękitne włosy sięgające pasa. Gwiezdny duch nie
musiał się odwracać w jej stronę, żeby wiedziała o tych szkarłatnych oczach, przybijających do
ziemi swoim spojrzeniem. W jej prawej dłoni spoczywała długa katana.
- Kto zdenerwował Lucy? - Jej głos był ostry, ostrzejszy niż stłuczone szkło oraz miał w sobie nutkę
groźby.
groźby.
Mężczyźni przełknęli ślinę i ze strachem patrzyli się na gwiezdnego ducha przed nimi. Pot zaczął
spływać po ich czołach. I już po chwili ich krzyki zapełniły stacje w Magnolii.
spływać po ich czołach. I już po chwili ich krzyki zapełniły stacje w Magnolii.
Lucy i Pisces odeszły ze stacji jakby nic się nie stało.
Lucy wraz z Pisces pałętała się po Magnolii nie chcąc wracać do domu i całkowicie ignorując
karoce oraz jej właściciela którzy za nią jechali krok w krok. Pisces nie raz proponowała Lucy
że może pozbyć się tej karocy ale blondynka stwierdziła że lepiej zostawić ją w spokoju.
Obeszły miasto, a Lucy podziwiała jak ono się zmieniło podczas gdy gwiezdny duch pierwszy raz
je widział. Ludzie dziwnie się na nią patrzyli przez jej obiór ale się tym nie przejmowała. Miło było
wrócić i zobaczyć katedrę oraz most po którym lubiła biegać gdy uciekała przed swoim przyjacielem.
Obie ruszyły do magicznego sklepu, który Pisces zauważyła.
W środku było dość ciemnawo, a regały były zawalone rzeczami tak bardzo że aż się lekko chwiały.
To był dość mały sklep i wszystko było ściśnięte blisko siebie. Niski mężczyzna siedział za ladą i
nawet nie zauważył jej wejścia. Lucy ruszyła pomiędzy regały i wpatrywała się zafascynowana we
wszystkie przedmioty.
- Lucy patrz co znalazłam.
- Hmm?
Pisces podała jej kilku strona książkę a raczej coś w stylu magazynu. Na okładce była osoba a
wokół niej planety które unosiły się w powietrzy. 'Ostateczna Magia Gwiazd.' było na niej
napisane.
- Dzięki, może się przydać.
Nie spędziły w sklepie długo. Lucy kupiła magazyno-książkę i tygodniowy magazyn dla
czarodziejów; Sorcerer. Nie widząc nic ciekawego, zapłaciła i opuściła sklep, kierując się w tylko
sobie znanym kierunku.
- Magnolia to dziwne miejsce. - Mruknęła Pisces. - I czuje dziwne magiczne zaburzenia w powietrzu.
- To pewnie Fairy Tail.
- Fairy Tail? Kto to?
- To gildia magów, do której zawsze chciałam należeć.
- Gildia? - Pisces uniosła brew.
- Nie wiesz co to jest?
- Nie, moi poprzedni właściciele działali tylko w złych uczynkach a przez ostatnie 100 lat, byłam
w tamtej dziurze w drzewie.
- Aż się dziwie że nikt cie nie znalazł.
- Ty znalazłaś.
- Bo się chowałam przed ojcem!
- A ta gildia to co?
Lucy westchnęła i zaczęła tłumaczyć jak w tym świecie trzeba należeć do gildii żeby być
pełnoprawnym magiem. Z uśmiechem tłumaczyła swojej przyjaciółce o tym jak się wykonuje
prace i jak można tworzyć mniejsze grupy z ludźmi z którymi się dogaduje.Pisces patrzyła jak
Lucy bez końca mówi z fascynacją o dołączeniu do gildii i jaka to musi być zabawa. Gwiezdny duch
co chwile przytakiwał, dając znak że rozumie.
- To czemu nie dołączysz?
- Chciałabym... - Lucy się zasmuciła. - Ale, po prostu nie mogę opuścić domu.
Szczególnie tego. Wspomnienia z mamą mnie tu trzymają.
- Rozumiem.
- Jestem zmęczona, wracajmy już.
- - - - -
Lucy była zmęczona a na dodatek czuła jakby się gotowała w tej sukience. Wiec, jak tylko wróciła
do domu poszła do swojego starego pokoju, o dziwo już urządzonego tak jak kiedyś, co do detalu.
Po drodze do swojego łóżka, zrzuciła swoje ubrania i w samej bieliźnie poszła spać. Nie obchodziło
ją że jest południe i że ktoś ze służby może wejść do pokoju. Chciała po prostu iść spać. I tak zrobiła.
Następnego ranka, Lucy wstała przez krzątające się przed jej pokojem sprzątaczki. Ziewając
i się rozciągając wstała i podeszła do garderoby gdzie już wisiały jej ubrania. Te które lubiła i te
których nienawidziła. Przejechała palcem wzdłuż długich sukni i z westchnięciem podeszła na drugą
stronę, gdzie znajdowały się wygodne ubrania. Chwyciła czystą bieliznę oraz białą koszule i niebieską
spódniczkę.
Będąc pod prysznicem i gdy woda spływała po jej nagim ciele zastanawiała się po co tak naprawdę
wrócili. Ubrała się, zarzuciła na stopy kozaki na obcasie i uczesała swoje złote włosy sięgające łopatek.
- Otwórz się bramo małego psa, Nicola! - Lucy chwyciła jeden z wielu kluczy doczepionych do jej
czarnego paska i przyzwala gwiezdnego ducha. Pojawił się bałwano przypominający pies z dużą
głową, dwoma czarnymi kropkami zamiast oczu i szerokim uśmiechem. Zamiast nosa, miał
szpiczastą marchewkę. Lekko drgał, ale uniósł łapkę i pomachał do Lucy.
- Plue. - Lucy chwyciła go w ramiona i zaczęła tulić do siebie.
- Pun, Puun! - Przywitał się Plue.
Lucy położyła go na ziemi i opuścili pomieszczenie zamykając za sobą drzwi. Znalazła się szybko
w pomieszczeniu gdzie zawsze spożywała jedzenie. Po chwili Eido pojawił się pytając co życzyła
sobie zjeść. Po kilku minutach przed sobą miała mangowe mleko, i tosty. Plue, obok niej
zajadał się mniejszą wersja tosta, który został zrobiony specjalnie dla niego.
- Toshio-san, jeśli panicz jest głodny to proszę tutaj, ja i twój ojciec mamy kilka spraw do
załatwienia. - Lucy rozpoznała głos swojego ojca. I jaki znowu Toshio? Jej ojciec nic nie
wspominał o gościach.
Drzwi się uchyliły i do środka wszedł mniej więcej 20 letni chłopak. Lucy nadal przeżuwała swojego
tosta, gapiąc się na młodego mężczyznę który odwzajemniał to spojrzenie. Miał gęste granatowe
włosy i czekoladowe oczy.
- Kim jesteś?
- Pun, Pun!
- Nazywam się Toshio Julenelle.
- Pewnie jakiś snob. - Lucy westchnęła a Plue pokiwał głową.
- WCALE NIE! I ZARAZ! SAMA JESTEŚ Z BOGATEJ RODZINY!
______________________
Przerabianie starych rozdziałów na nowsze jest upierdliwe. Jeszcze z 6/8 takich przeróbek
i mogę kontynuować tam gdzie skończyłam.
Hej! Kiedy pojawi się kolejny rozdział? Czekam i czekam a tu nic... Będziesz jeszcze pisać? Byłabym wdzięczna za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńTak, ale zmieniałam mieszkania i dostęp do internetu jest ograniczony.
UsuńKyaaaa!
OdpowiedzUsuńPamietam twojego bloga, prowadziłaś go jeszcze na onecie. I tak jakoś dziwnym sposobem dotarłam z niego aż tutaj i jestem zauroczona *.* Jak to dobrze, że wróciłaś ;3 Uuu, zmiana miejsca zamieszkania nie jest ani miła, ani przyjemna, a brak internetu to już w ogóle x_x Nie będę cię poganiać, byś pisała rozdział następny. Napisz go w wolnym czasie, wtedy najlepsze wychodzą ;3
Pozdrawiam i dodaję do linków :*
Bardzo zaciekawił mnie ten blog : ) Mam nadzieje, że gdy uspokoi się wszystko u Ciebie z przeprowadzką (dobrze wiem ile z tym zachodu :| ) i będziesz miała dostęp do neta dalej będziesz prowadzić tego bloga. Mam cię na oku! ^^ :*
OdpowiedzUsuńSuper *O* Normalnie jak historyjka z Nisekoi ! xD
OdpowiedzUsuńhah, ostatni tekst jest epicki ^^ rozdział całkiem ciekawy :)
OdpowiedzUsuń